Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/283

Ta strona została przepisana.

oberży, przebrać się po cywilnemu, zostawić tam pistolety i rapiry i rozbroić również lokaja.
— O! wcale nie, drogi hrabio, i Dozwolisz, że nietylko będę innego zdania, ale nawet postaram się, ażebyś i ty je podzielił.
— A to dlaczego?
— Bo idziemy na schadzkę wojenną.
— Jakto? co chcesz przez to powiedzieć?
— Że plac królewski jest dalszym ciągiem gościńca de Vendôme, a niczem innem.
— Jakto, nasi przyjaciele...
— Stali się naszymi najniebezpieczniejszymi nieprzyjaciółmi. Athosie, wierzaj mi, miejmy się ma baczności, a zwłaszcza ty, miej się na baczności...
— O! mój drogi d‘Herblay! — Któż ci mówi, że d‘Artagnan nie zwalił na nas swej klęski i nie uprzedził kardynała? Któż ci mówi, że kardynał nie zechce skorzystać z tej schadzki, aby nas schwytać?
— E! Aramisie! cóż znowu? myślisz, że d‘Artagnan i Porthos przyłożyliby rękę do takiej podłości?
— Gdyby to szło o przyjaciół, mój drogi Athosie, masz słuszność, byłoby to podłością; ale wśród wrogów jest to tylko fortel.
— Cóż robić, Athosie?... — podchwycił Aramis — ludzie tak już są stworzeni i nie zawsze mają lat tylko dwadzieścia. Wiesz, żeśmy okrutnie zranili miłość własną, która kieruje ślepo postępkami d‘Artagnana. Został zwyciężony. Czy nie słyszałeś, jak rozpaczał na drodze? Co do Porthosa, może jego baronostwo zależało od powodzenia tej sprawy. Otóż spotkał nas na swej drodze i przez nas nie zostanie jeszcze baronem. Kto ręczy ci, że to baronostwo nie zależy też i od dzisiejszego spotkania naszego? Miejmy się więc na ostrożności, Athosie.
— A jeżeli oni przyjdą bez broni? Co za wstyd byłby dla nas, Aramisie?
— O! bądź spokojny, mój drogi; ręczę ci, że tak nie będzie. Zresztą my mamy wymówkę: przybywamy z podróży i jesteśmy buntownicy.
— Wymówki mamy mieć! Więc już do tego przyszło, że mamy się usprawiedliwiać przed d’Artagnanem i przed Porthosem. O! Aramisie, Aramisie!... — mówił dalej