Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/439

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI
WIEŻA KOŚCIOŁA Ś-GO JAKÓBA

O trzy kwadranse na szóstą pan de Gondy powrócił już do pałacu arcybiskupiego. O szóstej oznajmiono mu przybycie proboszcza z Saint-Merri. Proboszcz wszedł z Planchetem.
— Oto jest osoba, o której mówiłem Waszej Eminencji — wyrzekł.
Planchet ukłonił się z miną człowieka, obytego w świecie.
— Czy masz zamiar służyć sprawie ludu przeciw Mazariniemu?... — zapytał Gondy.
— A naturalnie — odparł Planchet — należę do Frondy całą duszą. Skazany nawet jestem na szubienicę, proszę Waszej łaskawości.
— Z jakiego powodu?...
— Odbiłem z rąk zbirów Mazariniego szlachetnego i zacnego pana, którego złapali i odprowadzali do Bastylji. gdzie siedział już przez pięć lat.
— Jak się nazywał?...
— Hrabia de Rochefort.
— Przypominam sobie, mówiono mi już o tej sprawie; podobno całą dzielnicę zbuntowałeś przeciw mazarińczykom?... Czemże się trudnisz?...
— Mam cukiernię przy ulicy Lombard.
— A skąd przy zajęciu tak spokojnem, jesteś usposobienia tak bardzo wojowniczego?...
— A dlaczego, Wasza wielebność, będąc sługą kościoła, przyjmuje mnie w ubraniu świeckiem, przy szpadzie i ostrogach?...
— Wcale dobrze powiedziane, daję słowo!...— rzekł