Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Sądziliśmy że nie dobrze zrozumiał, i Boulanger najmocniejszy z nas wszystkich w języku Michała Cervantesa, powtórzył zapytanie.
— Panowie jedzą śniadanie? zapytał konduktor tonem, który nas dreszczem przejął.
— Bez wątpienia, jemy śniadanie, odpowiedziałem.
—A nawet dwa razy, ja przynajmniéj, rzekł Aleksander.
Wiesz pani, że natura obdarzyła Aleksandra trzydziestu trzema zębami, i że jeszcze nie spostrzegłem czy ma już zęby mądrości.
— W takim razie, poszukajcie sobie, odpowiedział konduktor.
— Jak to! żebyśmy szukali?
— Bez wątpienia! Jeżeli chcecie jeść śniadanie, poszukajcie sobie śniadania.
— Mówisz jak z Ewangelii, przyjacielu, — rzekł Maquet. — Szukajmy a znajdziemy.
Zdało mi się że konduktor rzekł ścicha z uśmiechem źle ukrytym:
Por ventura.
To znaczy może! Czy pojmujesz pani, rozpacz czterech podróżnych umierających z głodu, którym powiadają: Będziecie jeść śniadanie... może!
Rzuciliśmy się szukać oberży. Niestety! pani, żadnego znaku zewnętrznego, żadnego z owych poczciwych szyldów z napisem: à l’Ecu de France,