Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/43

Ta strona została przepisana.

oddech potworu. Widzieliśmy brózdę ognia, jaką zostawiał po drodze; przeleciał koło nas, rączy i ryczący, jako lew w Piśmie, potém zatrzymał się posłuszny i uległy u swojego wędzidła żelaznego.
Wsiedliśmy w powóz, zaczepiono z tyłu naszego pociągu umarłą lokomotywę, i znowu puściliśmy się w drogę. O godzinie szóstéj rano stanęliśmy w Tours.
Około trzeciéj popołudniu, przejeżdżaliśmy przez Châtellerault. Niech cię Bóg strzeże, pani, od Châtellerault, jeżeli nie kochasz się w scyzorykach; prawda że jeżeli kochasz się, w ciągu pięciu minut zrobić możesz najzupełniejszą kollekcyę, jaka jest na świecie. Nieszczęściem, zatrzymują się blisko kwadransa w Câtellerault. Blokowani w dyliżansie naszym przez całą ludność kobité, z których najmłodsza mogła mieć lat siedm, a najstarsza lat ośmdziesiąt, i które modliły nas na wszelkie tony gammy, o kupno ich towaru, wezwaliśmy konduktora żeby nam dopomógł wysiąśdź, spodziewając się dostać się do bram miasta przecisnąwszy się przez massę ludu. Ale, bądź że nasz plan źle był obmyślony, bądź że zuchwały ten projekt rzeczywiście nie był podobny do wykonania, zaledwośmy stąpili nogą na ziemię, zostaliśmy rozproszeni, ścigani, otoczeni, zwyciężeni! i po obronie mniéj lub więcéj bohaterskiéj, musieliśmy zdać się na łaskę. Zamiast żeby zebrać nas w massie u wyjazdu z miasta, jak to było powiedziane, dyliżans