Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/297

Ta strona została przepisana.

Ale, spoglądając po sobie, powstali.
Bailly rzucił wzrokiem pytającym dokoła, a ponieważ odpowiedzi nieme, jakie czytał w oczach swoich kolegów, wydały mu się jednozgodnemi:
— Idź — rzekł do woźnego — oznajmić Jego wysokości, że lubo zdziwieni zaszczytem, jaki nam czyni, gotowiśmy go przyjąć.
W kilka sekund potem Monsieur został.
Był on sam: twarz miał bladą, a jego chód, zazwyczaj niepewny, tego wieczora był bardziej jeszcze chwiejnym.
Szczęściem dla księcia, każdy z członków gminy miał przy sobie świece stojące na ogromnym stole w podkowę, przy którym wszyscy siedząc pracowali, tak, iż środek tej podkowy pozostawał we względnym zmroku.
Okoliczność ta nie uszła uwagi księcia.
Bojaźliwym wzrokiem spojrzał po tem licznem zebraniu, w którem, w braku sympatji, znalazł tylko szacunek, i głosem zrazu drżącym, ale stopniowo coraz pewniejszym:
— Panowie! — rzekł — chęć odepchnięcia okrutnego oszczerstwa sprowadza mnie pośród was. Pan margrabia de Favras aresztowany zoostał onegdaj na rozkaz waszego komitetu śledczego, a dziś rozgłaszają z przesadą, że ja mam z nim obszerne stosunki.
Kilka uśmiechów przeszło po twarzach słuchaczów, szepty przyjęły tę pierwszą część przemowy księcia.
Mówi! on dalej:
— Z tytułu obywatela miasta Paryża, uważałem za właściwe sam zawiadomić was o jedynych stosunkach, wśród jakich znałem pana de Favras.
Jak łatwo się domyśleć, uwaga panów członków gminy podwoiła się; pragnęli dowiedzieć się z ust samego Monsieur, wierząc lub nie wierząc, jakie były stosunki Jego książęcej wysokości z margrabią de Favras.
Jego wysokość mówił dalej:
— W roku 1772, margrabia de Favras wszedł do mej gwardji szwajcarskiej i wyszedł z niej roku 1775; odtąd nie rozmawiałem z nim wcale.