Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1555

Ta strona została przepisana.

na nią zsuwającego się kręgu. Zdawało jej się wreszcie, że na tem kole, w rodzaju ruchomej windy, widzi coś bezkształtnego, potwora o ludzkiej twarzy, starca, którego oczy i ramiona wydawały się jedynie żyjącemi, pożerał ją strasznemi oczami i wyciągał ku niej ramiona szkieletu.
A ona, ona biedna, wiła się bezsilnie, bez możności ucieczki, nie przeczuwając jednak strasznego niebezpieczeństwa, jakie jej groziło, czuła tylko, jak ją ujęły te ramiona, jakby kleszcze, porwały z sofy, przeniosły na ową ruchomą deskę, która znów wolno zaczęła się ku sufitowi wznosić, z przerażającym zgrzytem żelaza, trącego się o żelazo. Usłyszała jeszcze straszny przerażający śmiech potwora o ludzkiej twarzy, który ją unosił bez wstrząśnienia, bez bólu, jakby do nieba.