Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1773

Ta strona została przepisana.

— Czy to są jej słowa?
— Tak.
Baron otarł spocone czoło, wargi mu drżały.
— Niech i tak będzie! Miałem dwoje dzieci: głupca i idjotkę.
Filip zachował milczenie.
— Dobrze, już dobrze — rzekł starzec — mowę swą już wyrecytowałeś?
— Jeszcze dwa słowa.
— Mów.
— Najprzód król dał panu naszyjnik z pereł...
— Twojej siostrze.
— Panu... zresztą mniejsza o to. Andrea nie włoży takich klejnotów. Panna de Taverney nie jest nierządnicą; Andrea prosi pana o oddanie tej szkatułki temu, kto ją ofiarował, lub jeżeli nie chcesz pan obrazić Jego Królewskiej Mości, który tyle dobrego uczynił dla naszej rodziny, zachowaj pan te klejnoty dla siebie.
Filip podał ojcu szkatułkę. Baron odrzucił ją na fotel.
— Cóż dalej? — zapytał.
— Dalej, ponieważ nie jesteśmy bogaci, ponieważ wydałeś pan całą spuściznę po matce, czego panu nie wymawiam, broń Boże!...
— Jeszczeby tego brakowało — zawołał baron, zaciskając zęby.
— Otóż, ponieważ do nas należy tylko Taver-