Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/246

Ta strona została przepisana.

— Należy się wam... Brat bronić będzie króla w wojsku, siostra mnie będzie dopomagać, ojciec dawać będzie synowi rady, jak być honorowym, córce jak być cnotliwą. Wszak godnych będę miała służebników, nieprawdaż? — mówiła dalej Marja-Antonina, zwracając się do młodzieńca, który za całą odpowiedź przyklęknął, bo wzruszenie stłumiło mu głos.
— Ale... — szepnął baron, gdyż on pierwszy ze wszystkich odzyskał zdolność spokojniejszego myślenia.
— Tak, pojmuję — odrzekła delfinowa — macie poczynić jakieś przygotowania, nieprawdaż?
— Bezwątpienia, Wasza Wysokość — odpowiedział Taverney.
— Przypuszczam jednak, że przygotowania te nie potrwają długo.
Smutny uśmiech, jaki przemknął po ustach Andrei i Filipa, a uwydatnił się z goryczą u barona, powstrzymał ją w tej rozmowie, która stawała się bolesną dla miłości własnej Taverney’ów.
— Zapewne że nie, o ile wnoszę z chęci waszej przypodobania mi się dodała delfinowa. — Zresztą, czekajcie, zostawię wam tu jedną z moich karet, pojedziecie nią za mną. Panie gubernatorze, dopomóż mi pan...
Gubernator zbliżył się.
— Zostawiam jedną z karet panu de Taverney, którego zabieram do Paryża z panną Andreą — wyrzekła delfinowa. — Wyszukasz kogo do towa-