Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/248

Ta strona została przepisana.
XIV
PODARUNEK

W kwadrans później w alei zamkowej nie pozostał nikt z całej tej kawalkady, która się rozproszyła jak kurzawa na drodze. Tylko przed pawilonem siedział młodzieniec, który pożądliwem okiem ścigał ostatnie kłęby kurzu, jakie wzniecały już daleko na gościńcu biegnące szybko konie.
Młodzieńcem tym był Gilbert. Baron, zostawszy sam z Andreą, nie był w stanie jeszcze przyjść do słowa.
Dziwny widok przedstawiał salon zamkowy.
Andrea ze złożonemi rękoma rozmyślała o tylu dziwnych wypadkach, niespodziewanych, nagłych, które przerwały jej życie tak spokojne.
Zdawało jej się, że śni.
Baron marszczył brwi i poprawiał żabot.
Nicolina, oparłszy się o drzwi, przypatrywała się swym państwu.
La Brie ze zwieszonemi rękoma przypatrywał się Nicolinie.
Pierwszy ocknął się baron.