Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/280

Ta strona została przepisana.

— O nie, prosiłbym o szynkę, bo mam na nią apetyt; nie lubię kurczęcia.
— Przykro mi, mój chłopcze, lecz niemam nic innego. Wierzaj mi jednak — z uśmiechem dodała — dla ciebie kurczę nie będzie droższe od szynki: weź sobie połówkę całą za dziesięć su, będziesz miał zapas na jutro. Myśleliśmy, że Jej Królewska Wysokość zatrzyma się u pana burmistrza i że wszystko się sprzeda; ale przejechała tylko i wszystko, cośmy przygotowali, zmarnowane.
Ktoby sądził że Gilbert skorzysta ze sposobności i z dobroci gospodyni, i zechce sobie wyprawić ucztę, dowiódłby tylko nieznajomości jego charakteru.
— Dziękuję — rzekł — zadawalam się małem, nie jestem ani księciem ani lokajem.
— To ci je tak dam, mój mały Artabanie — odrzekła poczciwa kobieta i idź z Bogiem.
— Żebrakiem też nie jestem, moja dobra kobieto — odparł upokorzony. — Kupuję i płacę.
I, łącząc czyn ze słowami, Gilbert z dumą sięgnął do kieszeni od spodni, w której ręka jego zniknęła do łokcia.
Lecz daremnie, blednąc, szukał w tej kieszeni obszernej; wyciągnął z niej tylko papierek, w którym zawinięta była moneta. Podrzucany w biegu pieniądz przedarł zleżały papier, następnie przetarte płótno kieszeni i wypadł. Pieniądz został na drodze, prawdopodobnie nad strumieniem, którego nurty tak zachwyciły Gilberta.
Biedny chłopak zapłacił sześć franków za wo-