Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/322

Ta strona została przepisana.

— Mam wielką ochotę kazać jechać, a jego razem z chusteczką zostawić.
— Daj-no pokój, on może nam być bardzo użytecznym.
— W czem?
— Objaśnił mnie już o paru rzeczach wielkiej wagi.
— A o czem mianowicie?
— Przedewszystkiem, powiedział mi o delfinowej, a przed chwilą wymienił znowu nazwisko twego przeciwnika.
— Niechże sobie jedzie, kiedy żądasz.
Gilbert przyniósł chustkę zmoczoną i przyłożył ją na ranę, co naturalnie sprawiło znaczną ulgę wicehrabiemu.
— Na honor! — rzekł — ten mały miał wielką rację — czuję się daleko lepiej; teraz już i pogadać jestem w stanie.
Gilbert przymknął oczy, lecz nadstawił uszu, zawiódł się jednak w oczekiwaniu.
Chon opowiadała bratu djalektem barwnym, pełnym życia i śpiewnym, jakim mówi lud w Prowancji.
Gilbert nic nie rozumiał i lubo potrafił panować nad sobą, nie mógł utaić wyrazu niezadowolenia. Spostrzegła to panna Chon i na pociechę przesłała mu słodki uśmiech.
Uśmiech ten dał poznać Gilbertowi, że nim nie pogardzają. Toć on, robak ziemny zdobył wdzięcz-