Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/428

Ta strona została przepisana.

Posłyszawszy swoje nazwisko, hrabina powróciła, odepchnęła dependenta, rzuciła się na pana Flageot i wyrwała mu papier z ręki.
— Cóż?... wykrzyknęła, co tam powiedziano o tem, panie Flageot?
— Na honor, nic jeszcze nie wiem, hrabino; jeżeli jednak raczy pani oddać mi papiery, to się dowiem.
— Prawda, prawda, mój dobry panie Flageot; masz i czytaj, a prędko.
Adwokat spojrzał na podpis.
— Od pana de Guilton, prokuratora — powiedział.
— O! mój Boże!
— Zaprasza mnie — kończył pan Flageot z wzrastającem osłupieniem, — abym był przygotowany do bronienia sprawy na wtorek, bo nasz proces jest wywołany.
— Wywołany! — zakrzyczała hrabina, skacząc prawie z radości, — wywołany! Tylko proszę cię panie Flageot, nie żartujmy, bo tym razem już bym się nie podniosła więcej.
— Pani — powiedział ogłuszony nowiną prawnik, — jeżeli tu jest ktoś, co żartuje, to chyba pan Guilton, a byłoby to po raz pierwszy w jego życiu.
— Czy ten list tylko rzeczywiście jest od niego?
— Jest Guilton, proszę patrzeć.
— Prawda!... wywołany dzisiaj, będzie bro-