Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

— Ciężko to chyba będzie zatlić hubkę podczas deszczu.
Podróżny uśmiechnął się.
— Otwórz latarkę — rzekł.
Gilbert usłuchał.
— Osłoń mi ręce kapeluszem.
Gilbert znów usłuchał, patrząc ciekawie na przygotowania. Nie znał bowiem innego sposobu rozniecania ognia jak za pomocą krzesiwa.
Podróżny wydobył z kieszeni srebrny futeralik, wyjął zapałkę, otworzył drugą stronę futeralika, zagłębił zapałkę w masę, jaka się tam znajdowała, i drewienko zapaliło się z trzaskiem.
Na ten widok Gilbert zadrżał.
Uśmiech zjawił się znów na wargach nieznajomego, wobec tego zdziwienia, bardzo naturalnego w epoce, gdzie zaledwie kilku chemików znało fosfor i trzymało tę wiadomość w tajemnicy, zachowując ją do osobistych doświadczeń. Podróżny zapalił świecę i, zamknąwszy futeralik, schował go do kieszeni.
Młodzieniec pożerał oczami tę nowość; dużoby bardzo oddał, za posiadanie takiego cudownego skarbu.
— Teraz, gdy mamy światło, będziesz nas prowadził?...
— Służę panu — odpowiedział Gilbert.
Młodzieniec poszedł naprzód, towarzysz zaś