Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/313

Ta strona została przepisana.

szniej do więzienia Châtelet i czekaj tam moich rozkazów“. Odpowiedziałem mu na to: Mości książę, Wasza Wysokość może polegać na mnie, jestem waszym na śmierć i życie! Widocznem jest, że jutro bezwątpienia poprowadzą którego ze znakomitszych marszałkowskich na plac de la Gréve; ponieważ książę ma być obecnym na tej hecy, więc chce, aby się to przyzwoicie odbyło, i dlatego mnie wybrał do spełnienia swej woli. Gdyby zaś miało być inaczej, rozkaz byłby przyszedł od prefekta i wtedy poleciłby to memu pomocnikowi Janowi Gorju.
Gdy tych wyrazów domawiał, dały się słyszeć z zewnątrz dwa uderzenia młotkiem we drzwi i dozorca poprosił Cappelucha o pozwolenie zabrania lampy. Cappeluche kiwnął głową na znak zezwolenia. Dozorca wyszedł, pozostawiając współbiesiadników w ciemności.
W dziesięć minut powrócił, zatrzymał się na progu pokoju, zamykając za sobą drzwi starannie, wpatrzył się się z wyrazem szczególnego zadziwienia w twarz gościa swego, wreszcie rzekł doń, nie wracając już na swoje miejsce.
— Mistrzu Cappeluche, trzeba iść ze mną.
— Zgoda! — odpowiedział ten, wypróżniając resztę wina ze szklanki i cmokając językiem, jak człowiek, który ocenia przyjaciela wtedy, gdy go traci — dobrze, rozumiem, Co to znaczy.
Mówiąc to, podniósł się i poszedł za dozorcą; po drodze jednak zabrał swój olbrzymi miecz, który przed chwilą przy drzwiach był położył.
Przeszedłszy kilkanaście kroków zimnym i wilgotnym korytarzem, doszli do schodów tak wązkich, że każdy przyznałby, iż budowniczy, stawiający więzienie, uważał schody za zbyteczne dodatki w więzieniu stanu. Cappeluche schodził z łatwością, jak człowiek dobrze zna-