Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/89

Ta strona została przepisana.

— Tak! tak! on dobrze mówi! — wołał Bétisac, starając się zyskać na czasie — tak, Mości panowie! księdza! księdza!...
— Na co mu księdza?! — wykrzyknął starzec — on sam powiada, że nie ma duszy, więc ksiądz nie ma czego ratować, a ciało i tak przepadło!
— Śmierć mu! śmierć! — krzyczał lud.


A! bądź przeklęty! — zawołał Bétisac....

Kat zbliżył się.
— Bétisacu — rzekł — skazany jesteś na śmierć. Złe twoje czyny zły koniec sprowadziły.
Bétisac stał nieruchomy, oczy mu białkiem zaszły, włosy się na głowie najeżyły. Kat wziął go za rękę, on się dał wieść, jak dziecko. Gdy wstąpił na stos, kat chwycił go za ręce i podniósł, a pomocnicy jego, otwarłszy