Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/97

Ta strona została przepisana.

la. Wychodzi stamtąd o północy i, wracając do swego pałacu, położonego przy wielkiej ulicy Bretańskiej, przechodzi pustemi ulicami Świętej Katarzyny i de Prunes, obok cmentarza Świętego Jana i mojego pałacu.
— Na honor, kuzynie — zawołał książę — rzecz to świetnie obmyślana i rozpoczęta.
— I skończy się dobrze, Mości książę, jeżeli się w to Bóg nie wmiesza, gdyż wszystko to dyabla sprawa!...
— A jakże długo myślicie jeszcze u mnie zabawić, gdzie zresztą pożądanym jesteście gościem?
— Tak długo, jak długo będzie potrzeba do osiodłania mojego konia, Mości książę, gdyż oto mam właśnie list od mego rezydenta, przysłany dziś rano przez jednego ze służby, w którym donosi mi, że ostatni z moich rekrutów już przybył i że kompania jest w pełnym komplecie.
Po tych słowach Piotr de Craon zagwizdał, a gdy wszedł koniuszy, dał mu rozkaz, przygotowania konia.
— Pozostań-że jeszcze noc tę w murach zamku de l’Hermine, mój kuzynie — rzekł książę.
— Wdzięcznym wam jestem wielce, Mości książę, ale w tej chwili, gdy wiem, że wszystko już gotowe i że tylko na moją osobę czekają, jakże możecie żądać, żebym opóźniał się o godzinę, o jedną minutę, sekundę nawet... Jakże chcecie, żebym spoczął na łożu i zasiadł przy stole? Muszę jechać, Mości książę i to jechać najprostszą i najkrótszą drogą. Potrzeba mi powietrza, przestrzeni, ruchu. Żegnam was, Mości książę; pomnijcie, że mam słowo wasze!
— Daję je wam powtórnie!
— Żądać od was powtórnie słowa, byłoby to tyle, co wątpić. Dziękuję!...
Po tych słowach J. M. pan Piotr de Craon przepasał się pasem, na którym wisiał miecz jego, wyciągnął