Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Pokłócił się z nim o cenę obiaduj nie chciał do niego gadać.
— Hm! — mruknął Gaston.
Nic nie było nad tę relacyę naturalniejszego, jednak Gaston wrócił do swego pokoju zamyślony. Człowiek ten, wprawdzie służący mu wiernie, był bratankiem kamerdynera pana de Montaran, byłego gubernatora Bretanii, ktérego, wskutek zażaleń prowincyi zastąpił pan de Montesquiou: ten to stryj właśnie nakładł w uszy Ovenowi tyle świetnych rzeczy o Paryżu, że ten drżał tylko, ażeby to miasto zobaczyć.
Ale po na myślę Gaston porzucił swe podejrzenia i zadał sobie pytanie: czy, puszczając się na drogę wymagającą całej odwagi, nie staję się zanadto lękliwym? Jednakże chmura, jaka nagle czoło jego okryła podczas rozmowy Ovena z człowiekiem w szarej odzieży, nie rozeszła się całkowicie; zkądinąd wyglądał on napróżno; powóz czarno-zielony nie nadjeżdżał.
Myślał przez chwilę — i najczystsze serca mają czasami takie pomysły — że Helena umyślnie pojechała bokiem, aby się od niego odłączyć cichaczem i bez gniewu; ale niebawem zreflektował się, że w podróży zdarzają się wypadki, zatem opóźnienia. Zasiadł napowrót do stołu, lubo dawno był już po obiedzie, a kiedy Oven, przyszedłszy dla posprzątania, patrzał na niego zdziwiony:
— Wina! — zawołał Gaston, czując z kolei, że potrzebuje nadać sobie kontenans, tak, ak przed kwadransem uczuwał to Oyen.