Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1190

Ta strona została przepisana.

Po chwili znowu usłyszano chrzęst suchych liści, i ujrzano już nie jeden, ale dwa cienie.
Wszyscy czekali w milczeniu.
Toussaint wprowadził w środek zgromadzonych brata obcego i nieznanego, który zbliżał się z zawiązanymi oczyma, i odszedł.
Koło węglarzy zamknęło się.
Potem tenże sam co poprzednio głos odezwał się do niego:
— Kto jesteś? zkąd przybywasz? czego żądasz?
— Jestem generał hrabia Lebastard do Premont, odpowiedział nowoprzybyły, przybywam z Tryestu, dokąd odpłynąłem, skoro nie udało się przedsięwzięcie w Wiedniu, a przybywam do Paryża dla ocalenia pana Sarranti, który jest moim przyjacielem i wspólnikiem.
Zrobił się wielki szmer między carbonarami.
Znowu ozwał się tenże sam głos:
— Zdejm zasłonę z oczu, generale, jesteś pomiędzy braćmi.
Generał zdjął zasłonę i ukazało się szlachetne jego oblicze. Natychmiast wszystkie ręce wyciągnęły się do niego. Każdy chciał dotknąć ręki jego. Nareszcie cisza wróciła.
— Bracia, rzekł generał, wiecie kto jestem. W roku 1812 wysłany przez Napoleona do Indji, miałem tam zorganizować jedno królestwo na stopę wojenną, tak ażeby ono mogło wyjść na przeciw nam wtedy, gdyśmy mieli dostać się do Neapolu. Zorganizowałem to królestwo, królestwo Lahory. Po upadku Napoleona, sądziłem że i projekt upadł... Aż pewnego dnia przybył pan Sarranti w imieniu cesarza. Ale nie chodziło już o prowadzenie dalej dzieła Napoleona I-go, lecz o posadzenie na tron Napoleona II. Tyle tylko zastawiłem sobie czasu, ażeby zawiązać stosunki w Europie; wyjechałem w tym samym dniu kiedym się dowiedział, że zostały już zawiązane; udałem się przez Dżeddah, Suez, Aleksandrję; przybyłem do Tryestu, gdziem się porozumiał z naszymi braćmi włoskimi; następnie ruszyłem do Wiednia. Wiecie już jakim sposobem upadł nasz projekt. Wróciwszy do Tryestu, ukryłem się u jednego z naszych braci, i tam dowiedziałem się o skazaniu na śmierć pana Sarranti. Natychmiast wyruszyłem do Francji, bez względu na to coby wyniknąć mogło, i przysiągłem dzielić los przyjaciela, to jest żyć, lub umrzeć z