Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/599

Ta strona została przepisana.
I.
Dzieje dziecka.

Ktoby w tej chwili szedł w kierunku Schönbrunn, mógłby zobaczyć w jednem z okien lewego skrzydła zamku, dwoje ramion opartych na parapecie i twarz oświeconą księżycem, mniej bladym niż ona; czyli młodzieńca, a raczej chłopca szesnastoletniego, pogrążonego w kontemplacji. Nie spoglądał on na półsenny Wiedeń leżący w świetle i cieniu, ani na szemrzące jeziora, ani na kaskady, ani na mgliste horyzonty i góry ponure, biedził uparcie oczyma drogę prowadzącą z Schönbrunn do Wiednia. Nie zważając na chłodny powiew nocy zimowej, przysłuchiwał się najmniejszemu szelestowi idącemu z miasta i niejednokrotnie skrzyp gałęzi lub chorągiewki na dachu, łoskot zamykających się ostatnich drzwi w zamku, wprawiały go w drżenie.
Widz umieszczony pod nad nim, patrząc na biały jego mundur pułkownika austrjackiego, na długie włosy kędzierzawe wiatrem rozwiane, uderzony byłby melancholijną pięknością tego młodzieńca, który w postawie zamyślonej, wydawał się albo kochankiem oczekującym na pierwszą schadzkę, albo młodym poetą, w milczeniu nocnem marzącym o pierwszym swym utworze.
Powiedzmy odrazu: młodzieńcem o płowych włosach, melancholijnej twarzy, w białym mundurze, był właśnie ten którego, pomimo iż był na przedstawieniu, długo i daremnie szukali dwaj cudzoziemcy, podczas wieczoru przepędzonego w teatrze cesarskim.
Tym sposobem łatwo domyślić się, że to nie był poeta, ale poprostu zakochany, który spojrzeniem bada oświeconą księżycem drogę z Schönbrunn do Seilerstätte, bo na niej spodziewa się ujrzeć piękną tancerkę.
Na raz, czy to znużony siedzeniem w jednej postawie,