Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/101

Ta strona została przepisana.

pierścienie poza nim, zamiast, jak przedtem, przed saniami. Pęd taki spowodował okrzyki przerażenia z piersi widzów.
— Jeżeli Wasza Królewska Mość rozkaże — powiedział Filip — stanę lub zwolnię biegu przynajmniej.
— Nie, nie, — zawrołała Marja Antonina z zapałem ognistym, właściwym jej w pracy i w zabawie — nie boję się; prędzej, prędzej, kawalerze, jeżeli możesz...
— I owszem, dzięki ci za pozwolenie, Najjaśniejsza Pani; polegaj na mnie, dość jestem silnym.
Powiedziawszy to, Filip de Taverney wyprężył muskularną rękę i pchnął sanie z taką siłą, że aż podskoczyły. Rzecby można, że uniósł je w powietrzu.
Wtedy drugą ręką, której dotąd nie używał, puścił sanie w bieg szalony. Od tej chwili przecinał każdy pierścień Saint-Georges‘a większym jeszcze pierścieniem, sanki wirowały, jakby baletmistrz jaki.
Saint-Georges gładszy, wykwintniejszy i poprawniejszy w swoich ewolucjach, począł się niepokoić. Ślizgał się już od godziny. Filip dostrzegł, że jest spocony, zauważył, że mu drżą kolana z wysiłku — i postanowił pobić go zmęczeniem.
Zaniechał więc zataczania kół i puścił sanie prosto przed siebie.
Pomknęły jak strzała.
Saint-Georges, gdyby zrobił jeszcze jeden wysiłek, byłby go dopędził, lecz Filip skorzystał z chwili, drugiem pchnięciem spotęgował pierwsze — i skierował sanki na lód jeszcze nietknięty.
Saint-Georges, rzucił się w pogoń, lecz Filip sunął na samych kończynach łyżew tak zręcznie, że minął znów przeciwnika; potem — ruchem herkulesowym zawrócił sanki na miejscu i — puścił w przeciwną stronę. Saint-Georges, nie mogąc zatrzymać się w rozpędzie, pozostał w kole i został ostatecznie pokonany.
Oklaski wstrząsnęły powietrzem, Filip zarumienił się ze wstydu.
Jakież jednak było jego zdziwienie, gdy królowa przestawszy klaskać w rączki, zwróciła się doń i z rozkosznie omdlewającym wyrazem w oczach rzekła:
— O! panie de Taverney, teraz gdy zwyciężyłeś — błagam cię, daruj mi życie.