Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/595

Ta strona została przepisana.

— Sfałszowane! — powtórzyła Joanna, doskonale udając niewinność — sfałszowane... o! Najjaśniejsza Pani...
— Chcę powiedzieć — przerwała królowa, że list, niby przeze mnie pisany, jest także sfałszowany.
— O! — zawołała Joanna, jeszcze większe udając zdziwienie.
— Chcę wreszcie powiedzieć — dodała królowa — że skonfrontuję panią z panem de Rohan, aby sprawę całą wyświetlić.
— Pocóż konfrontować mnie z kardynałem? zapytała Joanna.
— Chciał dowieść pani, żeś go oszukała.
— O! teraz ja żądam konfrontacji!
— Odbędzie się, odbędzie, bądź pani spokojna... Więc nie wiesz, pani, gdzie znajduje się naszyjnik?
— Skądżebym miała wiedzieć?
— Zaprzeczasz pani, jakobyś dopomagała kardynałowi w intrygach?
— Nie rozumiem.
— Kardynał oświadczył, że pisywał do mnie.
Joanna w milczeniu patrzyła na królowę.
— Słyszysz pani — zapytała Marja Antonina.
— Słyszę, Najjaśniejsza Pani.
— I jakaż jest odpowiedź pani?
— Odpowiem, po konfrontacji z kardynałem.
— Pomóż nam, jeżeli znasz prawdę.
— Prawdą jest, że Wasza Królewska Mość bez powodu mnie obwinia i oczernia.
— To nie jest odpowiedź.
— W tem miejscu nie dam innej odpowiedzi — rzekła Joanna, patrząc na damy dworu.
Królowa zrozumiała, lecz nie uległa. Ciekawość niezdolna była przemóc godności własnej. — Pana de Rohan umieszczono w Bastylji, gdyż chciał zawiele mówić — rzekła królowa — bądź więc pani ostrożna, aby nie spotkał cię tenże los, z powodu upartego milczenia.
Paznokcie Joanny wpiły się w jej ręce, lecz pomimo to uśmiechnęła się.
— Cóż znaczy dla czystgeo sumienia prześladowanie — rzekła. — Czyż Bastylja zmusi mnie przyznać się do występku, którego nie popełniłam.
Królowa gniewnie patrzyła na Joannę.