Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/73

Ta strona została przepisana.

— Żeby nieprzyjaciela twego do reszty ogłupić...
— Ocal nas tylko!... nic więcej nie wymagam.
— Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze. Nie taki ja głupi, jak on sądzi.
— Co za on?
— Hrabia Prowancji.
— A!... więc przyznajesz, że to mój nieprzyjaciel?
— Alboż nie jest nieprzyjacielem wszystkiego co młode, piękne i... wszystkich co mogą... czego on już nie może!...
— Braciszku, ty wiesz coś o tym rozkazie?...
— Może i wiem; ale nie stójmy tu, bo zimno piekielnie. Chodźcie ze mną, kochana siostrzyczko.
— Dokąd pójdziemy?...
— Zobaczysz; ciepło tam przynajmniej, w drodze opowiem wam — co myślę o tem zamknięciu furtki. Ah! panie hrabio Prowancji, kochany, niegodny bracie!...
— Podaj mi rączkę, siostrzyczko, i ty, panno de Taverney, i dalej w drogę!...
— Mówiłeś zatem, że hrabia Prowincji... zaczęła królowa.
— Otóż tak było. Dziś po kolacji przyszedł do gabinetu; król w ciągu dnia rozmawiał dużo z hrabią de Haga, a ty się nie pokazałaś.
— O drugiej wyjechałam do Paryża.
— Wiedziałem o tem; król, wybacz mi, kochana siostrzyczko, myślał o tobie nie więcej, niż o Harun-Al-Raszydzie i jego wielkim wezyrze, ponieważ zajęty był geografją. Słuchałem go ledwie żywy z niecierpliwości, bo i ja chciałem wyjść także. Ah!... przepraszam, prawdopodobnie inne mieliśmy cele...
— Mów, mów dalej, nic nie szkodzi.
— Zwróćmy teraz na lewo. Uważajcie, tu zaspa śniegowa. Ah! panno de Taverney, trzymaj się mocno mej ręki, bo upadniesz z pewnością.
Ale... wracając do króla, zajęty on był jedynie szerokością i długością geograficzną, gdy zbliżył się hrabia Prowancji i rzekł:
— Pragnąłbym złożyć uszanowanie królowej.
— A! rozumiem teraz — przerwała Marja Antonina.
— Królowa spędza wieczór u siebie — odrzekł król Byłem tam, nie przyjęto mnie.