Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— Aha!... — rzekł król.
— Prawda — odezwa! się Chicot — to twoja wina mój synku, a poco rozdzielasz sukienki panny Marji z Chartres?
— Mimo że jesteś domniemanym następcą tronu Mości książę, lecz zważ przeszkody...
— Czy sądzisz, żem nie przewidział wszystkiego?
— Naprzód król Nawarry.
— O tego jestem spokojny; cały czas spędza na miłostkach.
— O! Mości książę, król Nawarski ma ciebie na oku, czatując na ciebie i na twojego brata; zobaczysz, jak ten cichy i skromny kotek wyskoczy z Pau do Paryża, zobaczysz!
— Tą okolicznością może być wypadek tego, który siedzi na tronie, wszak prawda?... — zapytał książę Andegaweński, wlepiając badawcze spojrzenie w księcia de Guise.
— Słuchaj, słuchaj Henryku!... — zawołał Chicot — z tego co mówią, ważne możesz osiągnąć korzyści.
— Tak Mości książę — mówił Guise — potrzeba tylko wypadku; wypadki zaś nie są rzadkie w twojej rodzinie, jak to lepiej wiesz ode mnie. Niejeden z panujących, najzdrowszy, nagle zasłabnie, inny znowu w sile wieku, prędko przenosi się do wieczności.
— Czy słyszysz Henryku?... — zapytał Ohicot biorąc za rękę króla, który drżąc cały, zimnym okrywał się potem.
— Prawda — odpowiedział książę Andegaweński głosem tak stłumionym, że aby go dosłyszeć, król i Chicot musieli podwoić uwagę — prawda, moja rodzima przychodzi na świat pod złowróżbnym wpływem; przecież mój brat, Henryk III-ci, Bogu