Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/154

Ta strona została przepisana.

zwyciężyć uczucie senności.
— Tak jest, mimo iż czynię, co mogę, by przedtem zasnąć.
— Potem zdaje ci się, że drzwi się otwierają?
— Tak, chociaż zawsze zasuwam rygle.
— Odczuwasz kłujący ból na szyi?
— Tak, choć zaledwie widać ślad rany.
— Pozwól, iż to obejrzę.
Wykręciłam głowę, by mógł się ranie przyjrzeć.
— Jadwigo — rzekł po chwili — zbadawszy rankę — czy masz do mnie zaufanie?
— I o to pytasz?
— Czy wierzysz we mnie?
— Jak w świętą Ewangielję!
— A więc, Jadwigo, daję słowo, przysięgam ci — że ani ośmiu dni nie przeżyjesz, jeśli zaraz nie uczynisz tak, jak ci powiem!
— A jeśli zechcę to uczynić?
— Jeśli tak uczynisz, — to może będziesz uratowana.
— Może?
Na to pytanie nic nie odrzekł.
— Cokolwiek się stać ma, Gregorisko. zrobię wszystko, co zechcesz.
— A zatem, posłuchaj mię, przedewszystkdem zaś — nie lękaj! się. W kraju waszym, oraz na Węgrzech i w naszej Rumunii istnieje pewne wierzenie...
Zadrżałam, gdyż owo wierzenie przyszło mi właśnie na myśl.
— Ach, — już wiesz, o czem chcę mówić?
— Tak jest, — widziałam w Polsce ludzi, podległych temu strasznemu przeznaczeniu.
— Chcesz mówić o wampirach, nieprawdaż?
— Tak, będąc jeszcze dzieckiem widziałam, jak na cmentarzu wioski, należącej do mego ojca, wykopano zwłoki czterdziestu ludzi, zmarłych w ciągu czternastu dni, niewiadomo z jakiego powodu. Ż pośród tych trupów, siedemnaście nosiło wszel-