Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/22

Ta strona została przepisana.

darmi, wreszcie kilka osób wyróżnionych, między nimi i ja.
„w piwnicy, gdzie...“
Tłum pozostał na ulicy, szemrając, gdy zamknięto mu przed nosem bramę.
Skierowaliśmy się ku drzwiom małego domku.
Nic nie zdradzało popełnionego tu morderstwa. Wszystko stało na swojem miejscu; łóżko, okryte zieloną kapą w alkowie, u wezgłowia krucyfiks z czarnego drzewa, z zatkniętą gałązką bukszpanu, pozostałą od Wielkiejnocy. Przy kominku znajdowała się figurka woskowa Dzieciątka Jezus, leżąca na kwiatach między dwoma świecznikami w stylu Ludwika XVI, niegdyś posrebrzaniem!; na ścianie wisiały cztery miedzioryty w ramach z czarnego drzewa, przedstawiające cztery części świata.
Idąc według wskazówek więźnia, znaleźliśmy się w sieni, w której rogu był otwór z odemkniętą klapą. Z otworu wydobywało się światło.
— Tam, tam! — wykrzyknął Jacquemin, czepiając się ramienia pana Ledru, a drugą ręką wskazując wejście do piwnicy.
— Aha, aha, — szepnął doktór do komisarza z tym dziwnymi uśmiechem ludzi, których nic nie wzrusza, bo w nic nie wierzą, — zdaje się, iż pani Jacquemin zastosowała się do mistrza Adama.
I zaśpiewał:
..a gdy żyć przestanę, pochowajcie mnie.
Na stole dostrzegłem nakrycie na jedną osobę, na ognisku garnek z czemś gotującem się, obok zaś zegara dzieżę.
— I cóż tam? — odezwał się doktór zwykłym żartobliwym tonem. — Jak dotychczas nie widzę nic.
— Wejdź pan we drzwi na prawo, — rzekł Jacquemin stłumionym głosem.