Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/168

Ta strona została przepisana.

Sierżant zbliżył się do żołnierza stojącego na warcie i powiedział mu kilka wyrazów.
— Do broni!... — zawołał szyldwach.
Natychmiast ze dwudziestu ludzi, składających odwach, wybiegło spiesznie i stanęło rzędem przed bramą.
— Racz pan iść — rzekł sierżant do Canollesa.
Uderzono w bęben.
— Co to ma znaczyć?... — pomyślał baron.
Zbliżył się do cytadeli, nic z tego nie pojmując, gdyż wszystkie przygotowania zakrawały więcej na wojskowe honory, zwierzchnikowi oddawane, niżeli na środki ostrożności względem więźnia użyte.
To jeszcze nie wszystko.
Canolles nie spostrzegł, że w chwili, gdy wysiadł z powozu, jedno z okien mieszkania komendanta otworzyło się i że jakiś oficer z uwagą śledził, jak też przyjmują barona i dozorców jego.
Oficer ten, widząc, że Canolles zbliża się do cytadeli, spiesznie wyszedł na jego spotkanie.
A! a!.. — rzekł Canolles zobaczywszy go — oto i komnedant idzie poznajomić się ze swym nowym sąsiadem.
— W istocie — powiedział Barrabas — zdaje się, że pan nie będziesz przez tydzień czekał w przedsioku, jak to się niektórym zdarzało osobom; pana zamkną natychmiast.
— Tem lepiej — odrzekł Canolles.
Oficer zbliżył się.
Canolles przybrał dumną i wspaniałą postawę człowieka prześladowanego niesłusznie.
W odległości kilka od Canollesa kroków, oficer zdjął grzecznie kapelusz.
Czy mam honor mówić z panem baronem de Canolles?... — spytał.
Tak, panie; jestem nim — odrzekł więzień — lecz pan mnie zawstydzasz swą grzecznością; proszę cię więc, postępuj ze mną tak jak oficer z oficerem postępować winien, a zarazem zechciej mi wyznaczyć jak najlepsze mieszkanie.
— Mieszkanie już wyznaczono — rzekł oficer — a uprzedzając nawet pańskie życzenia poczyniono w niem wszelkie możliwe ulepszenia.