Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/30

Ta strona została przepisana.

— Jakto pan się nie położysz?... — zapytał Canolles, odwracając się na te słowa — i cóż pan będziesz robił?
— Przepędzę noc na krześle.
— Przestań pan! — rzekł Canolles — nigdy nie zezwolę na podobne dzieciństwo; chodź, wicehrabio, chodź.
I wzrok pana de Canolles, wiedziony ostatnim promykiem gasnącego ogniska, spostrzegł wicehrabiego, owiniętego w płaszcz, i stojącego w kącie, między oknem a komodą.
Promyk ten nie trwał dłużej, jak błyskawica, lecz wystarczył, ażeby ukazać baronowi wicehrabiego, a temu ostatniemu dać do zrozumienia, iż jest zgubionym.
Canolles szedł prosto na niego z wyciągniętemi ramionami, i chociaż w pokoju znów zapanowała ciemność, biedny wicehrabia zrozumiał, że tym razem nie ujdzie temu, który za nim gonił.
— Baronie, baronie — wyszeptał — nie zbliżaj się, błagam cię, nie rób ani kroku, nie ruszaj się z miejsca, jeżeliś szlachcicem!
Canolles zatrzymał się.
Wicehrabia był tak blisko niego, iż słyszał bicie jego serca i czuł ciepły jego oddech; również jakiś zapach rozkoszny, upajający, jaki wydziela piękność i młodość, zapach tysiąc razy słodszy od zapachu kwiatów, zdawał się obejmować barona, ażeby mu odjąć wszelką możność być posłusznym wicehrabiemu, nawet gdyby chciał tego.
Jednakże przystanął na chwilę z rękoma wyciągniętemi do tych rąk, które go odpychały, czując, iż potrzebuje tylko jednego ruchu, ażeby się dotknąć tego pięknego ciała, którego grację tyle razy w przeciągu dwóch ostatnich dni podziwiał.
— Łaski, łaski — szeptał wicehrabia głosem, w którym rodząca się namiętność łączyła się ze strachem. — Łaski, i głos zamarł na ustach, a Canolles poczuł, jak to piękne ciało się pochyliło i upadło na kolana.
Pierś jego wezbrała radością, gdyż głos, który go błagał, dał mu poznać, iż przeciwnik był już przez pół zwyciężony.
Uczynił więc jeszcze jeden krok naprzód, wyciągnął ręce i napotkał złożone, błagające dłonie młodzieńca, który nie mając już sił do wydania głosu, westchnął tylko boleśnie.