Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/321

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie, moja droga, to ty jesteś w błędzie; to fałszerz i potwarca; a zresztą, to jedno, że był gubernatorem Vayres, dostatecznie czyni go winnym śmierci, jako zdrajcę króla i buntownika.
— Ale miał słowo pana de Meilleraie.
— Tak utrzymywał, ale ja temu nie wierzę.
— Jakto być może, by marszałek tak ważnej rzeczy nie wyjaśnił sądowi?
— Odjechał dwie godziny pierwej, nm obwinionego stawiono przed sądem.
— O, mój Boże, mój Boże! serce mi mówi, że ten człowiek ginie niesłusznie i że śmierć jego ściągnie na nas wszystkich nieszczęście. A, książę, jesteś możnym, mówiłeś nieraz, że mi nic odmówić ne jesteś zdolny; dowiedź dziś tego: błagam cię o życie tego człowieka!
— Niepodobna, moja najmilsza; sama królowa go potępiła, a tam, gdzie ona rozkazuje, władza moja ustaje.
Nanona wydała westchnienie.
W tej właśnie chwil Richon doszedł do placu; prowadzono go, spokojnego, jak zawsze, aż pod szubienicę, pod którą była już przygotowana drabina. Wszedł bez zmieszania na jej szczecie i dumnie wzniósł głowę ponad zgromadzonym ludem, po którym potoczył pełnym wzgardy spojrzeniem.
Natenczas akt założył mu stryczek, a woźny obwołał silnym głosem: że król wymierzył sprawiedliwą karę na pana Richon, zdrajcę, fałszerza i nieszlachcica.
— Doczekaliśmy czasów — zawołał Richon — w którym więcej waży słowo nieszlachcica, niż marszałka Francji.
Zaledwie to wyrzekł, wytrącono mu z pod nóg drabinę, a ciało jego zawisło pomiędzy niebem a ziemią.
Zgroza przejęła obecnych, po chwili, ów tłum ciekawych zaczął się rozchodzić w różne strony miasta, nie wykrzyknąwszy ani razu: Niech żyje król! chociaż każdy mógł widzieć siedzących w oknie oboje najjaśniejszych państwa
Nanona zasłoniła oczy i uciekła w najodleglejszy kąt swego pokoju.
— Jakkolwiek byłaś temu przeciwną, droga Nanono — powiedział pan d‘Epernon — sądzę, że ta egzekucja zrobi tu zbawienne wrażenie, a jak dowiedzą się w Bordeaux; że wieszamy ich gubernatorów, ciekawa rzecz, co na to powiedzą?