Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/366

Ta strona została przepisana.

— I owszem, co takiego?
— Z jakim to panem rozmawia twój ojciec?
— Z jednym wysokim jegomościem.
— Co to za śliczne dziecko — rzekł Cauvignac, a zwracając się do Canollesa, dodał: poczekaj pan, może się przecież co od niego dowiemy.
— A jak ten pan ubrany?
— Cały czarno.
— O! do djabła, czy słyszysz pan, wysoki i cały czarny.
— A jak się ten wysoki jegomość cały czarno ubrany nazywa? Czy wiesz, mój maleńki?
— Nazywa się pan Lavie.
— A! — rzekł Cauvignac — to prokurator królewski, nie mamy się czego obawiać; korzystajmy raczej z czasu, w którym ojciec tego malca zajęty jest rozmową i pomówmy bez świadków.
— A więc — rzekł Canolles — mówiłeś pan, że...
— A! prawda! — przerwał Cauivgnac. — Zdaje mi się, że się pan bardzo mylisz co do losu, jaki nas czeka po wyjściu zwięzienia, mówisz pan, że ów tłum ludu miał na celu przypatrzeć się ćwiczeniom wojskowym, a mnie się raczej zdaje, że tu rzecz idzie wyłącznie o nas samych i że dla nas to przygotowują coś lepszego, niż zwyczajną karę wojskową.
Naprzykład co takiego? — spytał Canolles.
— Ha! pan widzisz rzeczy w korzystniejszem świetle odemnie — rzekł Cauvignac — może też dlatego, że nie masz powodu obawiać się, jak ja. W każdym jednak razie, nie bądź pan tak pewnym siebie, ja bowiem nie sądzę, aby sprawa pańska stała bardzo dobrze. Twoje położenie, nie jest wcale godne zazdrości; wprawdzie nie ma nic wspólnego z mojem, bo moje, jeżeli mam panu prawdę wyznać, djabelnie jest zawikłane... A czy też wiesz, kochany panie, kto ja jestem?
— A to osobliwsze pytanie. Przecież jesteś pan kapitanem Cauvignac, wielkorządcą de Breune, tak mi się przynajmniej zdaje.
— Na ten raz, dobrze, lecz ja nie zawsze nosiłem ten tytuł, często bowiem zmieniałem nazwiska, rozmaite przybierałem stopnie; raz naprzykład była taka okoliczność, że przymuszony byłem nazywać się baronem de Canolles, zupełnie tak, jak pan.