Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/386

Ta strona została przepisana.

wadzić? — pomyślał Lenet. Zdawało się, że niecierpiał tego biednego Canollesa.
— A zatem — mówił dalej ksążę — jeżeli Wasz książęca mość nie ma dla mnie żadnego rozkazu.
— Żadnego, mości książę.
— Mogę prosić Waszą książęcą mość o pozwolenie oddalenia się?
Lenet chciał iść za księciem.
— Idziesz patrzyć, Lenet?... — zapytała księżna.
— O nie, pani — odpowiedział Lenet — jak wiadomo księżnej, nie lubę wzruszeń gwałtownych; dla mnie dosyć będzie pójść dowięzienia i zobczyć poruszający obraz uwolnienia biednego Canolles przez kobietę, którą kocha.
Książę wykrzykiwał się filozoficznie, Lenet wzruszył ramionami i cały orszak księcia wyszedł z pałacu, udając się do więzienia.
Pani de Cambes potrzebowała zaledwie pięciu minut, by przebyć tę odległość; przybywszy, pokazała rozkaz straży mostu zwodzonego, potem odźwiernemu zamku, a nareszcie kazała przywołać rządcę.
Rządca przypatrzył się rozkazowi martwym wzrokiem stróża więzienego, któremu równie obojętne wyroki śmierci jak ułaskawienia, poznał pieczęć i podpis pani de Condé, ukłonił się i, odwracając się ku drzwiom, rzekł:
— Przywołać porucznika!
Potem ręką wskazał pani de Cambes krzesło, ale ta nazbyt była wzruszona, potrzebowała ruchu, by uspokoić swą niecierpliwość, podziękowała ukłonem i nie usiadła.
Rządca czuł się wobowiązku przemówienia do niej.
— Pani znasz pana de Canolles?... — spytał takim głosem, jak gdyby się pytał o pogodę.
— O, tak, panie — odpowiedziała wcehrabina.
— Może to brat pani?
— Nie, panie.
— Przyjaciel?
— To mój... narzeczony — rzekła pani de Cambes spodziewając się, że po tem wyznaniu, pytający przyśpieszy uwolnienie więźnia.
— A!... — odrzekł znowu rządca, tym samym tonem którego dotychczas używał — winszuję pani.
A nie mając już o co się zapytać, wrócił do swojej postawy nieporuszonej.