Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/392

Ta strona została przepisana.

z wyarzem obojętnym,p ostępował Lenet, drżąyc i zmieniony.
Za pierwszem spojrzeniem na niego, Canolles domyślił się, że nie było dlań nadziei żadnej.
— I cóż? — zapytała wicehiabina, przystąpiwszy gwałtownie do Leneta.
— I cóż — wyjąkał Lenet — księżna jest zakłopotaną...
— Zakłopotana! — krzyknęła Klara — co to znaczy?
— To znaczy, że się pytała o panią — odrzekł książę że chce z nią mówić.
— Czy to prawda, panie Lenet?... — rzekła Klara, nie troszcząc się bynajmniej, że tem zapytaniem zniewagę wyrządzała księciu.
— Tak, pani — wyjąkał Lenet.
— Ale on?
— Kto?
— Pan de Canolles?
— Pan de Canolles powróci do swego więzienia, a pani przyniesiesz mu sama odpowiedź księżnej.
— Czy pan z ni mzostaniesz, panie Lenet? — zapytała Klara.
— Pani...
— Ty pozostaniesz z nim?
— Nie opuszczę go.
— Nie opuścisz pan, przysięgasz?
— Mój Boże! — mówił do siebie Lenet, patrząc na młodzieńca, oczekującego wyroku i na kobietę, którą mógł zabić jednym wyrazem — ponieważ jedno z nich jest skazane, dozwól Boże, mi przynajmniej ocalić drugie.
— I cóż, nie chcesz mi przysiądz?
— Przysięgam ci, pani! — odrzekł Lenet, podnosząc z wysileniem rękę ku sercu, którep ękało z żalu.
— O! dziękuję panu! — szepnął Canolles — rozumiem cię.
— Nie dozwalaj jej odejść, nie uścisnąwszy jej — rzekł Lenet.
Zimny pot wystąpił na czoło Canollesa, uczuł nagle jakąś mgłę zasłaniającą mu oczy; zatrzymał Klarę, która już odchodziła, a udając, że ma jej coś powiedzieć, zbliżył ją do swoich piersi i nachylając się, rzekł jej do ucha.
— Proś, nie poniżając się; ja chcę żyć dla ciebie.