Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/194

Ta strona została przepisana.
180. IRONJA.

Żeby to można arcydzieło
Dłótem wyprowadzić z grubych brył
I żeby dłóto nie zgrzytnęło,
Ni młot je ustawnie bił a bił!...

Żeby to tchem samym harmonji
Można było kręcić wozów oś,
I bez skrzypnięcia wstecz ironji
Żeby się udało zrobić coś...

Oh, jakże spałby sobie człowiek,
Wyższy nad skargi ustawiczne!
Lecz cóż, gdy jeszcze i u powiek
Rozsiędą się sny ironiczne!...

Uczucie zwiedza bez ironji
Szlaki, bite cudzem cierpieniem;
Lecz, kto był pierwej tam, wie o niéj,
Że jest koniecznym bytu cieniem.

Ty myślisz może, że wiek złoty,
Bez walk, sam przyjdzie do ludzkości?
A gdzież powiodą pierw te cnoty,
Od których cofa strach śmieszności!...


181. SYBERJE.
1.

Podbiegunowi, na dziejów odłogu,
Gdzie całe dnie
Niebo się zdaje przypominać Bogu:
«Zimno i mnie!...»

2.

— Wrócicież kiedy? i którzy? i jacy?
Z śmiertelnych prób
W drugą Syberję pieniędzy i pracy,
Gdzie wolnym grób?

3.

Lub pierw czy obie takowe Syberje
Niewoli dwóch
Odepchnie nogą, jak stare liberje,
Wielki pan... duch?


182. POWIEŚĆ.

Opiszę naprzód mego bohatera,
Jak wchodzi do szkół i chłostę pobiera,
Z zadowoleniem wielkiem czytelników,
Przeczuwających powieść narodową,
Pełną wybuchów, facecyj i krzyków,
Niedokończoną wciąż, więc zawsze nową!

Gdzieniegdzie farsę dwuznaczną francuską
Przebiorę w kontusz — indziej przypowiastkę
Gburną osłonię wełnianą krakuską,
Rozegżę starców i spłonę niewiastkę —
Tymczasem heros wnijdzie w armję ruską
I już dobiegnie rangi oficera...
(Gdy młodszy jego brat chłostę pobiera!...)

Tu zrobię małe, lecz rzewne zboczenie,
Wracając na wieś mego bohatera;
Opiszę kuchnię, sosy i korzenie,
I jak się złoty hydromel[1] podbiera;
Pannę ośpiewam, gdy swe łzy ociera,
Potem znów ucztę i znów rozrzewnienie!

Końca takowej nie dam Odyssei,
Przeprowadzonej krwią przez pokolenia;
Wiersz każdy z wierszem, jak krańce alei,
W perspektywiczne zwieją się odcienia,
Lipowym zgóry osypując kwiatem
Przechadzające tam i sam istnienia —
Cichość... gdzieniegdzie śmiech lub groźba batem.

I jako w Danta piekle narodowém
(Więcej toskańskiem, niż stara Florencja),
Tak w mojej pieśni zamiotem wirowym
Zbierze się cała poezji esencja —
Czytelnik kichnie?... Niechże będzie zdrowym!
Z tego jest morał, respekt bo, atencja...[2]

Lecz — pod stopami drżą mi sarkofagi,
Wzdryga się niebo, piorun się rozlega —
Że pióro więcej miałoby powagi,
Bielejąc martwo gdzieś u stawu brzega!
Tam — podjąłby je dziki chłopiec nagi,
Nie ukształcony autor... kolega!...


183. W PAMIĘTNIKU.
I.

Nietylko, pierw się najadłszy mandragor[3],
Błądziły w limbach szalone kobiety,
Nietylko Dante i trzeźwy Pythagor[4],
Byłem i ja tam... pamiętam, niestety!

  1. hydromel (fr.) — miód do picia.
  2. respekt (łac.) — wzgląd, poważanie; atencja (łac.) — szacunek.
  3. mandragora, po polsku: pokrzyk, egzotyczna roślina lekarska.
  4. Pythagoras (żył około 550 r. przed Chr.), sławny filozof grecki.