Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/409

Ta strona została przepisana.


Pociechy mam ja mnogie... Ot, ten kąt...

(ku oknu)

Tam Marji cień, dostrzegalny zdala...

(ku wnętrzu)

Ciszę umarłych serc w księgach moich,
Co nie samem obcują czytaniem.

(tajemniczo)

Bywa, iż zewnętrzność tych tu pism,
Rozesłanych tam i sam, przypadkiem
Ożywiona rzutem światła naraz,
Jako grupy mumij w piramidzie,
Szerokiemi wargi coś powiada,
A mury zejmują to w powietrze,
Które całe należy tu do mnie!

(z politowaniem)

Małoczynnym niech mnie kto nazywa!
Jeszcze nie obliczyliśmy pracy!
Dzień zaświta jaśniejszy ku temu.

(solennie)

— W Babilonie, za Ezechjela dni,
Najmniej czynnym, zaiste, ten bywał,
Kto z załamanemi nie stał dłońmi,
Patrząc smętnie i kiwając głową,
I nie robiąc nic więcej — więcej nic!


SCENA CZWARTA.

SĘDZIA. (wchodząc z Szeligą) Jakem Klemens Durejko, dotrzymam
Choćby nawet sekretu — co więcej,
Że to żaden sekret, to dyskrecja...

(głośno)

— Co komu do tego, czy lokator —

(dwustronnie)

Mówi się tu, lokator godziwy,
Przyzwoity człowiek, akuratny,
Nie zawalidroga albo próżniak,
Nielada kto z ulicy — włóczęga...

(Mak-Yks, bez powitania, zostaje u swego zatrudnienia)

Jeśli, mówię, czyni to lub owo...

(doktrynalnie)

Sekret a dyskrecja — są dwie rzeczy.
Rozróżnienie zaś sensu z literą
Należy do prostej prawa wiedzy,
Którego się pierwej sędzia uczy,
Niż sędzią jest... a Durejko bywał
I jest... choć na teraz polubownym.

(do Szeligi)

Astronomję pan zna — ja prawo znam.
Niemieckiego mieliśmy doktora
W akademji dorpackiej — ten uczył,
Bywało, z anzacem[1] szczególniejszym!
SZELIGA. Astronomja nie jest tajemnicą
Ni jedynem mojem zatrudnieniem.
Szło mnie tylko, bym się wytłumaczył,
Dlaczego okna te, ta wysokość,
Stosowniejsze są dla mnie, niż owe...

(poglądając uważnie w okno)

Co to jest ów rozstęp między mury,
Dający na drogę, czy ulicę?
SĘDZIA. Nie ulica to, lecz zajazd owdzie
Do pałacu; na lewo w tym parku
Okno jego boczne przełyskuje
Przez gałęzie klonów i akacyj.
Do hrabiny Harrys on należy,
Która tu rozszerza swoje włości
I opiekę swą nad sierotami
Płci obojej, a zwłaszcza niewieściej.
Lecz Durejki dom, jak stał, tak stoi,
Durejkowej pensja pełna panien.
SZELIGA. (do siebie, w oknie) Któryż kiedy astronom trafniej Perturbacje[2] gwiazdy mógł uważać —

(Każdy powóz zajeżdża tą stroną,
Tamtędy powraca — a to okno
Salonowej oknem jest cieplarni...)

Lat dwa śladu stóp jej nie widziałem.
SĘDZIA. (prowadząc spór z Malc-Yksem, stanowczo daje się niekiedy słyszeć)
Nie słów tu potrzeba, ale czynów...
W całym domu odmienia się wszystko!
MAK-YKS. Umowy wszelako pozostają —
SZELIGA, (do siebie) — Powóz jej... i nawet kraniec szaty.
SĘDZIA. (do Mak-Yksa, głośniej) Co do umów, są ważne i żadne... Dotrzymane z obu stron, lub wcale.
SZELIGA. (dwuznacznie, lubo w monologu, i patrząc w okno) Promiennie tu musi jaśnieć Wenus![3]
SĘDZIA. (do Mak-Yksa) Właśnie, że decyzja astronoma
Dziś lub jutro wszystko poodmienia!

(obracając się do Szeligi — patetycznie)

Wenus, i Mars, i Saturn i inne
Ciała tu niebieskie, jak na dłoni.
Mości dobrodzieju!... noce! i dnie!
Czynią swoje mądre aparycje[4].

  1. anzac (niem.) — zapęd, rozpęd.
  2. perturbacja (łac.) — zakłócenie ruchu planety, spowodowane zbliżaniem się innego ciała niebieskiego.
  3. Wenus — mowa o planecie.
  4. aparycja (łac.) — ukazanie się, pojawienie się.