Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/427

Ta strona została przepisana.

nienką) Jak jej pięknie jest z amarantowym!
A Anielka?

(dziewczynka wybiega)

STARSZE i MŁODSZE. (od drzwi werandy) W pierścień! W pierścień! W pierścień! Niech Anielka
Pozwolenia grania w pierścień zyska,
Wielkiem kołem równo i wesoło!

(do Mak-Yksa)

A pan będziesz fanty miał w koszyku,
I dopiero sąd!... Dopiero kary!
WSZYSTKIE DZIECI. W pierścień, w pierścień, jednem wielkiem kołem!
SĘDZINA. Starsze niech zostaną na werandzie,
Młodsze mogą w pierścień grać w salonie.
HRABINA. Miejsca tam więcej jest, niż potrzeba!
WSZYSTKIE. W pierścień, w pierścień, w pierścień! Calem kołem!
HRABINA. Sama wstążkę dam... i tę obrączkę.
PIERWSZY Z GOŚCI. Wielki Mogoł[1] mógłby nieść u czapki
Brylant pani hrabiny — istotnie.
DRUGI. Jakby błyskawicę kto nawłóczył.
MAK-YKS. Wszelki brylant jest z czapki Mogoła,
Albowiem umarłym on klejnotem;
Świeci, ale zatrzymuje wartość...
HRABINA. Zdaje mnie się, że dziś najwłaściwiej
Błyskotka ta będzie używana.
Swą wielkością, blaskiem swym, doprawdy
Jakby na ten cel była zrobiona.
PIERWSZY Z GOŚCI. Klejnot taki cenę ma sam w sobie
I nietylko dzieciom się podoba.
DRUGI i INNI. (chórem) Pierścień pani podoba się wszystkim.
Wszystkim się podoba pierścień pani.
SZELIGA. (który na ustroniu z Magdaleną siedział, porywając się) Pani swój daje pierścień? To ja gram...
HRABINA. (surowo) Nie — ja mój pierścień cofnę od grania.
MAGDALENA. (do Hrabiny z przyciskiem) Dobrze.
SZELIGA. (na stronie) (— aż mnie zimno się zrobiło!)
HRABINA. (do Magdaleny, donośnie)
Ona swój da pierścionek...
SZELIGA.— O pani,
W takim razie ja nie gram — dlatego,
Że musiałbym w drugim być salonie,
Gdzie dla blasku fraszki utraciłbym
Uczestnictwo w blasku właścicielki.
MAGDALENA. (wysłuchawszy Szeligi mówienie, do Hrabiny) Daj swój pierścień, Marjo!
HRABINA. (posłusznie) Sama włożę.
SZELIGA. Aklimatyzować[2] się nawykłem,
Jednakże poczuwam chwilę febry...
MAGDALENA. (patrząc w oczy Szeligi)
To nerwowe tylko przesilenia,
Które często z przyczyn są tajemnych.
Ludzie, choć klimatów nie zmieniają,
Bywa, że tym podlegli są wpływom.
Jest to czasem i z moralnych przyczyn:
Rozczarowanie nieraz, jakby dreszcz,
Przejmuje, i to tak istotnie,
Że można być z ducha zaziębionym.
Wyrażenie, które pan Durejko
Zastąpić umiałby szczęśliwszem,
Lecz które pewny stan niezwany,
Ale znany, określa mniejwięcej...
SZELIGA. — Osoby są, od których odchodząc,
Ziemia nam przestaje być okrągłą,
Niesłychanie płaszczy się a płaszczy —
Słońce ma ckliwy blask i mosiężny.
Zieloność jest, jak na bilardzie
Sukno czyste, równe i porządne.
MAGDALENA. Dlaczegóż to ludziom przypisywać?
SZELIGA. Bo inne są osoby, od których
Niekiedy odchodząc, widzisz schody
I próg dziwnie nadobnych kształtów;
Spostrzegasz, że sień, że przedsionki
Światłem są owiane szczególniejszem;
Słońce tam mistrzowskim działa pendzlem.
A jeżeli wtedy wiatr i burza,
To otwierasz piersi ku zamieci,
Coś w niej uskrzydlającego czując.

(wstają i mają się ku drzwiom bocznego salonu)

MAGDALENA. (z udaną obojętnością)
Jakże i próg może być pięknym, oh!
SZELIGA. Homer w Odyssei próg opiewa,
Gdzie stanęła stopa Penelopy.
MAGDALENA. Dowód to niemały!... Lecz ten ot próg?
SZELIGA. Nie jest i on bez pewnego wdzięku.

(kiedy te osoby w bocznego salonu odrzwiach znikają, wchodzi samotnie Mak-Yks i usiada u stołu, gdzie są jedzenia)
  1. wielki Mogoł — tytuł dawnych monarchów mahometańskich, rządzących Indjami.
  2. aklimatyzować siej (nowołac.) — przywykać do jakiegoś klimatu.