Strona:PL Dzieła Ignacego Krasickiego T. 6.djvu/180

Ta strona została przepisana.

tysiące pięćset i wkroczyli w kraj Sedetanów, sprzymierzonych z Rzymianami.
Powziąwszy Scypion wiadomość o zuchwałym ich postępku, a wiedząc z doświadczenia, jak były niestateczne i zwrotne za lada okolicznością Hiszpanów umysły, przedsięwziął uprzedzić nieprzyjacioły i zwieść z niemi bój, nimby się więcej ich zgromadziło. Zebrał więc, ile mógł, wojska naprędce, a upewniwszy świeżo ukaranych żołnierzy, iż ich przestępstwo puścił w niepamięć i że najlepszą w waleczności okażą poprawę, przeprawił się przez rzekę i stanął niedaleko obozu nieprzyjacielskiego. Znając chciwość Hiszpanów na zdobycz, wielkie stada owiec po przyległych wzgórkach rozpuścił, a za niemi postawił na zasadce Leliusza, aby gdy według zwyczaju swego rzucą się na trzody, on wtenczas wpadł na nich. Stało się, jak przewidział; widok owiec skusił Hiszpany. - Rzucili się do nich, i gdy zagarnione pędzili ku swemu stanowisku, ukazał się Leliusz i, nie dając łupieżcom czasu do szyku, wielką liczbę na placu położył, reszta ledwo do swego obozu uciekła. Przyszło nazajutrz do bitwy; wyprowadzili wojska w pole Indybilis i Mandoniusz, i chociaż nad spodziewanie żwawy odpór dawali Hiszpanie, przemogła biegłość wodza i wojska rzymskiego waleczność zjadłą rozpacz zdradnego nieprzyjaciela; przymuszeni do ucieczki wodzowie, ledwo życie unieśli. W krótkim czasie po owej klęsce zaufany w dobroci Scypiona, stawił się nad spodziewanie przed nim Mandoniusz, i gdy wyznał winę, wraz z wezwanym od siebie Indybilem, ponowili przysięgę wierności i przy własnościach swoich utrzymanemi zostali.
Po wypędzeniu Kartagińców w spokojnem Rzymian dzierżeniu zostawała Hiszpania. Zdał więc na swoje namiestniki straż twierdz, granic i sprawowanie wewnętrznego rządu; a że się czas wyboru konsulów zbliżał, postanowił udać się do Rzymu. Nim się w podróż wybrał, odwiedził go Massynissa, król Numidów; zrzekłszy się przyjaźni Kartagińców, wszedł z Rzymianami w przymierze.
Przybywając do Rzymu, zyskał nagrodę prac swoich, gdy senat zaszedł mu drogę, lud tryumf oznaczał; ale że ten piastującym tylko pierwsze urzędy był pozwalany, a jeszcze ich był nie osiągł, przeniósł posłuszeństwo prawu nad okazałość, a czuli współobywatele uwieńczyli skromność pierwszym w wyborze konsulatem.
Żwawą Marcella natarczywością, przezorną Pabiusza zwłoką, znękany pogromca niegdyś Rzymu Annibal, utrzymywał się jeszcze nie tak przewagą mocy, jak dzielnością umysłu swojego. Odgłos ludu stawiał przeciw niemu Scypiona, on zaś żądał wyprawy do Afryki, ażeby wkroczeniem w własny kraj przymusił Annibala do wyjścia z Włoch, gdzie się już był od lat szesnastu, wsparty zwy-