Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/179

Ta strona została skorygowana.

Krzyki krwawe i namiętne,
I księżyce nad krwią smętne
I sokoły w mgle, jak duchy?
Może tobie zastąpiły
W poprzek twojej sennej stecki        145
Same tylko ich mogiły —
A ty zląkł się! — wódz szlachecki!! —

Może tylko w noc półjasną
Upior jaki nadlatywał,
Strzały sobie z ran wyrywał        150
I mgły krwią czerwienił własną,
Hełm rozpalił w błyskawicę,
Miecz potrząsał purpurowy,
A okropne cztery głowy,
Jako perły zausznice        155
Z twarzą nieznajomych plemion,
Niby róże — niósł u strzemion.
— A ty zaraz — w ręku kord,
W kosach przed nim cała wieś!
Duch ten, krzyczysz, jest to rzeź!        160
Duch ten, to czerwony mord!...
— Nie mord, nie rzeź: — to z girlandy,
Co leciała ponad Lidą,
Jakiś sługa dziewki Wandy,
Jakiś złoty husarz z dzidą,        165
Jakiś krzyża kapłan świecki,
Z tęczy widzeń oderwany,
Znów powracał na kurhany —
A ty zląkł się! — syn szlachecki!! —

Duchy lecą i nie giną —        170
Czasem pełne snów czerwonych:
Czy ty jeden z przestraszonych
Ręką rzezi — gilotyną?
Skądże taka w tobie trwoga
I od ludu rów i przedział?        175
Prawdę mówisz?... Nie, na Boga,
Wiem, żeś prawdy nic powiedział!
Tylko jakieś sny czerwone,