Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/057

Ta strona została przepisana.
ROGNEDA.

Pokażę ci jak twoja podejrzliwość zwodna.
Spełnię ją do półowy, ty ją spełnisz do dna.

MINDOWE, ciska i tłucze czarę.

O matko coś wyrzekła? precz czaro przeklęta!
       40 Tyś mi była najdroższym przodków moich darem,
Jedyny prawie spadek, zawsze dla mnie święta,
Nieraz na ucztach słodkim szumiąca nektarem.
Gdzieś za morzami w kryształ rostopione piaski
Wydały ciebie z łona — nieraz pełna wina,
       45 Zachwycałaś zdumione wejrzenie Litwina,
Gdy słońce w tobie grało tysiącznémi blaski;
Ja ciskam cię o głazy! Matko coś wyrzekła!
Skąd ta nienawiść czarna? skąd ta zemsta wściekła?
Chciałaś umrzéć i syna wtrącić do mogiły.

ROGNEDA.

       50 Ukarz mnie — zniosę karę, ja mam jeszcze siły!

MINDOWE.

Ha! tak, chciałabyś matko znosząc karę srogą
W obliczu ludu umrzeć męczenniczką wiary?
Alem nadto przezorny, bym powściągał kary
Tych którzy chcą mi szkodzić, lecz szkodzić nie mogą.
       55 Bądź więc spokojna matko — uraza tak mała...

ROGNEDA.

Nie chciałam cię urazić — jam cię zabić chciała.

Wychodzi wsparta na Trojnacie.
MINDOWE, sam.

Sam więc jestem, sam jestem; walczyć, szerzyć mordy,
Śledzić spiski — trucizną chłodzić spiekłe wargi;
Wędzidłem krwawém ściągać dzikie ludu hordy,
       60 To moje życie... usta nie wydadzą skargi...
Nie wiedzą że ja cierpię. — Zbędę się Trojnata,
Pochwycą go, postrzygą, zamkną w mur klasztorny.
Przed ludem mnie zakrywa tajemnicza szata.
Chrześcianin, krzyżaków przyjaciel pozorny,
       65 Wkrótce zgnębię te zmienne, dwugłowe poczwary.
Wyginą wszyscy — wiara? wiara czcze wyrazy!