Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/195

Ta strona została przepisana.
SCENA SZÓSTA.
Pokój Marji, jak w Scenie VI, Aktu II.
MARJA, sama, siedzi nad krośnami.

Sama jestem. Gdzież Paź mój? dotąd nie powraca.
Czémże czas sobie skrócę? tak pomału płynie!
Najmilsza to godzina gdy mię zajmie praca,
Kiedy się kwiat na płótnie pod igłą rozwinie,
       5 Gdy jak wiejska dziewica siądę za krośnami.
Lecz jak mało tych godzin, wiecznie! wiecznie w tłumie,
Podejrzliwych, nieczułych; ich łzy nie są łzami,
Uśmiéch nie jest uśmiéchem, nikt mnie nie rozumie.
Gdybym tak oświecona blaskami klejnotów,
       10 Zeszła do niskiéj chaty gdzie lud mój przebywa;
I spytała wieśniaka, czy królowa Szkotów
Jest szczęśliwa? odpowié: musi być szczęśliwa!
Byłem niegdyś w stolicy, widziałem pałace,
Widziałem oświecone okna jéj komnaty;
       15 A ja nędzny do grobu skazany na pracę,
Mchem i zielem porasta strzecha mojéj chaty,
W pocie czoła uprawiam te skaliste góry;
Widziałem groby królów, na grobach marmury,
A prosty grób wieśniaka ciemny wrzos pokrywa:
       20 Tak królowa szczęśliwa — musi być szczęśliwa.