Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Staje się co rok szarańczy szpichlerzem;
Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem
       90 Z głodami walczy i z widmem zarazy.

PUSTELNIK.

Ach jam przeklęty! przeklęty! trzy razy
Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.

KIRKOR.

Jako, ty winien?...

PUSTELNIK.

Z rozlicznego cudu
Korona Lecha sławną niegdyś była,
       95 W niéj szczęście ludu, w niej krainy siła
Cudem zamknięta... oto ja wygnany,
Lud pozbawiłem téj korony.

KIRKOR.

Starcze?...

PUSTELNIK.

Korona brata mego jak liczmany
Fałszywa... moja pod spruchniałe karcze
       100 Lasu wkopana... miałem ją do grobu
Ponieść za sobą.

KIRKOR.

Skądże téj koronie
Cudowna władza?

PUSTELNIK.

Ku ojczystéj stronie,
Wracali niegdyś od Betleem żłobu,
Swięci królowie — dwóch Magów, i Scyta.
       105 Ów król północny zaszedł w nasze żyta,
Zabłądził w zbożu jak w lesie bo zboże
Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;
Więc zabłądziwszy rzekł... „wyprowadź Boże!“
Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
       110 Królewskiéj chaty — bo Lech mieszkał w chacie —
Wszedł do niéj Scyta i rzekł: „Królu! bracie!
Idę z Betleem, a gwiazda błękitna
Twoich bławatków ciągle szła przedemną,