Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/325

Ta strona została przepisana.

pan rachmistrz J. O. xięcia Skorubski, niegdyś professor u xięży Jezuitów, gdzie uczył arytmetyki — człowiek suchy i śledziennik jakich mało — dobry co jednak w gruncie, i przyjaciel wytrwały, a w uczciwości nie zachwiany, jak sam tego doświadczyłem po sobie. Melancholią jego przypisywałem chorobie i temu, że był nieżonaty — a że mu ciężkie było samotne życie, widać to było i z jednego przysłowia, jakiego używał przy piciu (wodę tylko pijał). Zawsze albowiem zwyczaj miał przeżegnać ręka szklankę — a przeżegnawszy ją, mówił ponuro i z westchnieniem: „Bóg mój! wszystko moje! oprócz —“ Był to człowiek wysokiego wzrostu, głos miał jakby jęczący i grobowy, a zwyczaj przechadzać się po komnatach, jak cień, wielkim i głucho tętniącym krokiem. Opisuję tu osoby wspomniane, albowiem towarzyszyli wszyscy, składając świtę i dwór J. O. xięcia w podróży do ziemi świętéj, i miałem z niemi nieraz do czynienia. Pan marszałek sam był jakby kontrefekt xięcia pana, albo naśladował go w ubiorze i w piciu, z tylą tylko różnicy, ile między panem a podwładnym przyjacielem być powinno.
Już więc zaraz przy wieczerzy dowiedziałem się, że podróż odbyta ma być z wszelką wspaniałością i powagą, jaka przystoi domowi J. O. xięcia, że w przejeździe odebrać mamy błogosławieństwo Ojca świętego w Rzymie, a potém ambarkować się w którym z portów włoskich, na weneckiéj lub neapolitańskiéj nawie; dalszy kierunek podróży zależeć miał od wiatrów i woli samego xięcia pana, a jam także myślał, że i od mojéj porady nieco zależeć będzie.