Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/068

Ta strona została przepisana.
KRÓL.

Zobaczy ten jeniec! zobaczy!
Czy mi jego duma sprzeczna,
I cierpliwość, na téj probie        595
Wytrwa.

DON FERNAND.

Wierz mi, wytrwa tobie,
Bo ta cierpliwość jest wieczna.

(Wychodzi za dozorcą niewolników.)
KRÓL.

Henryku, a co do ciebie,
To ci powrotu nie bronię.
Wracaj i powiedz w Lizbonie        600
Niech się w popiołach zagrzebie,
Bo stracon ratunek wszelki;
Bo jéj Infant, jéj Mistrz wielki
Został tu – czyści mi konie.
Niech mu z ratunkiem przychodzą.        605

DON HENRYK.

O przyjdą! klnę się przed światem
Że przyjdą pod Boga wodzą.
A że ja tu z moim bratem
Nie został, choć serce boli?
To dla tego królu Fezki,        610
Że przyjdę, jak syn królewski,
Uwolnić brata z niewoli.

(Wychodzi ze świtą.)
KRÓL.

Czyń co ci rozum poradzi.

(Wychodzi.)
MULEJ.

A teraz nic mi nie wadzi
Ażebym się Fernandowi        615
Z długu wdzięczności uiścił.

(Wychodzi.)