Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/131

Ta strona została skorygowana.
Wchodzi XIĄDZ MAREK.
XIĄDZ MAREK.

Niechaj będzie pochwalony
Jezus Chrystus. — Szatan głuchy

(na stronie.)

Żadnéj nie dał odpowiedzi.
W téj szopie widać złe duchy        350
I zło — co otworu śledzi
Aby zerwać naszą zgodę.
Gdzie tylko okiem powiodę

(głośno.)

Zasmucone widzę twarze...

REGIMENTARZ.

Mój xięże, źle z nami w Barze,        355
Myślemy z miasta uchodzić.

XIĄDZ MAREK.

A miastem kto ma dowodzić?

REGIMENTARZ.

Nacóż dowództwa w pustoszy?

MARSZAŁEK.

Dosyć téj wojny kokoszy!
Téj manifestów papierni!        360
Byliśmy krajowi wierni
I wiernie jemu dotrwamy.
Lecz tu w Barze już nie mamy
Prochu, jadła, ni pieniędzy.
Gorszy pocałunek nędzy        365
Niż pocałunek Judasza;
Bo często odwagę zdradza,
I wszystkie cnoty rozpłasza,
I w śmierci — hańbę doradza.

XIĄDZ MAREK.

Marszałku! panie narodu        370
Czyś ty dzisiaj doznał głodu?
Otruł się na miejskiéj wodzie?
I pomyślał o tém w głodzie