Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

wciąż odkładana możność objęcia ziemi w posiadanie była wyjaśnieniem miłości dla niej chłopa, jego namiętnego do niej przywiązania, jego nieustannego dążenia do zagarnięcia coraz więcej tej gleby urodzajnej, której dotyka własnemi palcami i którą waży miłośnie w dłoni własnej. A jakże jednak obojętna i niewdzięczna jest ta ziemia! Całe uwielbienie dla niej niezdolne jest jej rozgrzać, niezdolne wydrzeć z jej łona ani o jedno ziarno więcej. Zbyt silne i długotrwałe ulewy, wywołujące gnicie zasiewu; grady, siekące zboże na pniu; wicher, zginający łodygi; dwa miesiące suszy, opróżniające kłosy z ziarna; owady toczące roślinę; mordercze mrozy; mór, padający na bydło; trądy chwastów, zanieczyszczających pola i wysysających dla siebie soki ziemi — wszystko to stawało się przyczyną ruiny. Walka nie ustawała ani na chwilę. Wiecznie trwało życie w trwodze i w nieświadomości kaprysów natury. On sam nie szczędził napewno sił swoich, urabiał ręce po łokcie, wściekły, że własną pracą nie może obrobić całego gruntu. Wyschły mu w tym znoju mięśnie ciała; oddał się bezpodzielnie ziemi, która wzamian zaledwie wykarmiała go, a teraz pozostawiła go nędznym, z niezaspokojonemi żądzami, wstydzącym się swojego niedołęstwa starczego i przechodziła w ręce innego mężczyzny, nie znając nawet politowania dla starych jego kości, na które czekała, jak na nieuchronną swoją ofiarę...
— Tak, tak — zakończył ojciec. — Póki człowiek jest młody, pracuje aż do zdechu, a jak nareszcie udaje mu się z trudem związać oba końce, przychodzi starość i czas mu odejść... prawda, Różo?
Matka pokiwała trzęsącą się już głową. — O, tak, psiakrew! i ona pracowała także, więcej może od niejednego mężczyzny. Wstawała codzień pierwsza, gotowała strawę, zamiatała izbę, zgięta wpół przy tej robocie, tak samo jak przy oporządzaniu krów i świniaka, przy urabianiu ciasta na chleb. Kładła się