Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

go dużą twarz o regularnych rysach — dwudziestodziewięcioletni mężczyzna wydawał jej się starym człowiekiem.
— Znam was; jesteście pan Kapral, stolarz.. zgodziliście się do pana Hourdequina za parobka.
Słysząc w ustach małej przezwisko, dane mu przez wieśniaków, młody człowiek uśmiechnął się i spojrzał na nią uważniej, zdziwiony widokiem jej kobiecych już kształtów, jej zarysowujących się wyraźnie, krągłych, sterczących piersi, jej twarzy wydłużonej o czarnych, bardzo głębokich oczach i mięsistych, pełnych wargach, jej jędrnego, różowego ciała dojrzewającego owocu. Miała na sobie szarą spódnicę i czarny wełniany kaftanik, głowę jej osłaniał okrągły czepeczek. Cera jej twarzy była ciemna, spalona od słońca na złoto-brunatny kolor.
— Aha, ty przecie jesteś młodsza córka Muchy! zawołał. — Nie byłbym cię poznał! To twoja siostra była kochanką Kozła, na wiosnę tego roku. Pracowałem wtenczas z nim razem w Borderie.
Odpowiedziała zupełnie spokojnie.
— Tak, mnie na imię Franka... Moja siostra, Lizka, zadawała się z kuzynem Kozłem i teraz jest w szóstym miesiącu... Ale czmychnął i ma być gdzieś w Orgères, na folwarku Chamade.
— Tak, tak... dokończył za nią Jan. — Widziałem ich razem.
Stali przez chwilę, wpatrzeni w siebie wzajem w milczeniu; on, uśmiechając się na wspomnienie tego, jak zaszedł kiedyś oboje kochanków za stertą siana, ona, śliniąc ciągle zbolały napięstek, jak gdyby wilgoć warg łagodziła palenie sinej pręgi. Krowa spokojnie pasła się tymczasem na sąsiedniem polu, wyrywając kępki lucerny. Słychać było tylko krakanie kruków, szybujących nieustannie dokoła dzwonnicy. Nagle trzy pierwsze dzwony na Anioł Pański rozdarły martwą ciszę powietrza.
— Co? Już południe?! — zawołał Jan. — Ży-