Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

go. Pożegnała więc starych i wyszła, zamykając za sobą drzwi izby, którą, po jej odejściu, ogarnęła poprzednia martwota. Dom wydał się znów martwy i pusty.
Na łące nadbrzeżnej Jan i jego dwie grabiarki zaczęli ustawiać pierwszy stóg. Głównie zajęła się tem Franusia. Stojąc wpośrodku, na kopicy, układała dokoła wiązki siana, które podawali jej Jan i Palmira. Stóg powiększał się stopniowo i rósł, a ona wciąż stała wpośrodku, wypełniając wiązkami siana utworzone w tem sposób wgłębienie. Wał, który ją otaczał, sięgał już jej kolan. Stóg wznosił się na dwa metry w górę. Palmira i Jan musieli podawać siano na widłach; nie obyło się przy tej robocie bez śmiechu i żartów, do których podniecała ich praca na świeżem powietrzu i roznoszący się dokoła przyjemny zapach siana. Franusia zwłaszcza, której chustka opadła z głowy, wystawionej już teraz wprost na pieszczotę słońca i wiatru, rozsypującego jej włosy pełne ździebeł siana, śmiała się uszczęśliwiona, tonąc po same uda w tym ruchomym stosie. Obnażonemi ramionami wtłaczała rzucane jej wiązki, które za każdem podniesieniem wideł w górę obsypywały ją deszczem zielono-złotych łodyżek; ginęła w sianie, udawała, że tonie w tym odmęcie.
— Oj, oj, kłuje mnie! Coś po mnie łazi!
— Gdzie? Co?
— Wysoko, pod spódnicą.
— To pewnie pająk, ściśnij nogi!
I znów wybuchł śmiech ogólny, posypały się sprośne żarty, skręcające wszystkim trojgu żebra z chichotu.
Hałas, jaki robili, zaniepokoił stojącego zdaleka Delhomme’a, który odwrócił głowę w ich kierunku, nie zaprzestając ani na chwilę półkolistych ruchów kosą. O, ta smarkula! ładna mi praca przy takim śmiechu! Dogadza się teraz dziewczętom, pracują tylko dla zabawy!... I kosił dalej, ścieląc coraz gęściej pokosy, zostawiając poza sobą wyraźną brózdę na łące. Słoń-