Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— Za mały jest — rzekła Franka.
— Tak, trochę za mały — potwierdził Jan. — Ale nie szkodzi, wejdzie mimo to.
Potrząsnęła głową. Wreszcie, widząc, że wyczerpany z sił Cezar męczy się bezskutecznie, zdecydowała się.
— Nie, trzeba mu pomóc... Jak źle wsadził, to na nic. Krowa nie utrzyma... — Spokojnie, skupiając całą uwagę, jak przed trudnem zadaniem, zbliżyła się do obojga zwierząt. Wytężenie przyciemniło jej źrenice i rozchyliło ponsowe wargi na znieruchomiałej nagle twarzy. Podnieść musiała wysoko ramię, schwyciła w garść członek byka i naprostowała go. Buhaj, czując się u celu, podwoił siłę i jednem napięciem ud dostał się do środka. Potem wyciągnął. Dokonał: wbił pal wciskający nasienie. Mocna, nieporuszona, jak ziemia, w którą rzuca się siew, krowa ani drgnęła pod zapładniającym uściskiem samca. On zaś, po dokończeniu życiodajnego dzieła, osunął się ciężko na ziemię.
Franka, cofnąwszy rękę, wciąż jeszcze miała podniesione ramię.
Opuściła je wreszcie i rzekła:
— Udało się.
— I jak jeszcze! — odparł Jan z przeświadczeniem, w którem brzmiała nuta zadowolenia dobrego pracownika z dzieła, dokonanego szybko i sprawnie.Ani mu nawet na myśl nie przyszło rzucić małej jeden z tych żartów sprośnych, jakiemi parobcy folwarczni zwykli zabawiać się z wiejskiemi dziewczynami, sprowadzającemi swoje krowy. Mała zdawała się również uważać to za rzecz prostą i konieczną, w której niema doprawdy nic a nic do śmiechu. To przecież w porządku rzeczy.
A Jakóbka stała już od paru chwil na progu i, ze zwykłem swojem podaniem piersi naprzód, rzuciła wesoło: