Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet nie opłóczyny z beczki... A ten chociaż uczciwy jest przynajmniej! Tamci dwaj daliby nam zdechnąć z pragnienia, a nie przynieśliby nawet kubka wody ze źródła.
Zdecydował się wreszcie wychylić szklankę jednym haustem. Zaczął jednak pluć gwałtownie.
— Paskustwo! Istna trucizna!... Chyba, żebym odrazu wyciągnął kopyta!
I teraz już oboje, Fouan i Róża, dali wolny upust swoim żalom, nie zatajając nic. Ich zranione serca znajdowały ulgę w tem wywnętrzaniu się; jedno przez drugie wysypywali litanję swoich skarg, wymieniali swoje urazy i żale. Chociażby te dziesięć litrów mleka na tydzień! Nie dostają sześciu nawet, a i to, choć go ksiądz nie kropił, dobrze jest ochrzczone. A jajka? chyba umyślnie każe się je kurom znosić, bo na całym targu w Cloyes nie znalazłby takich małych. Tak, tak... na pokaz chyba, a i to jeszcze dane z takiego złego serca, że zdążą zepsuć się po drodze. Cóż dopiero mówić o serach?... Sery, mój Boże! Ma się za każdym razem ból brzucha, jak się ich pokosztuje!... I stara podreptała przynieść kawałek, żeby dać go Palmirze do skosztowania. — No i co? dobre świństwo?! Czy to nie woła o pomstę do nieba? Co oni do licha do niego dodają: mąkę, czy wapno może?... Ale już stary Fouan utyskiwać zaczął z kolei, że nie może sobie pozwolić na więcej tabaki niż za susa dziennie, gdy żona przerwała mu wylewem tęsknoty za czarną kawą, której zmuszona była sobie odmówić. Potem oboje naraz zaczęli oskarżać dzieci o to, że z ich powodu, musieli wyzbyć się starego kaleki psa, którego zdecydowali się wreszcie utopić w przeddzień, bo nie mieli za co go żywić.
— Oddałem im wszystko! — krzyczał stary Fouan — a te gałgany kpią sobie teraz ze mnie!... A!... dobije nas to, żeśmy, samochcąc, wkopali się w taką nędzę!