Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

ny wyraz twarzy, jak gdyby usiłował ocenić, ile jest słuszności w tych zdaniach, bulwersujących cały jego światopogląd.
— Chrystusie — rzekł spokojnie — lepiej zrobilibyście, dając spokój temu gadaniu... To są rzeczy, o których się nie mówi. Niemądrze robicie, bo choćby nawet była wasza prawda, sami tylko się tem ukrzywdzacie.
Chłodny ton młodego chłopca, a głównie rozumna jego uwaga uspokoiła odrazu Hjacynta. Opadł znów na krzesło, oświadczając, że ma to wszystko gdzieś i tyle. Wrócił znów do swoich drwin: obejmował matkę Bécu, której mąż, pijaniusieńki, usnął z rękami opartemi na stole, i pił resztę ponczu prosto z wazy. Rozległy się znów śmiechy wśród gęstych kłębów fajczanego i cygarowego dymu.
W głębi stodoły wciąż jeszcze tańczono. Gwóźdź wydobywał coraz mocniejsze dźwięki ze swojego puzonu, dmąc w niego z całych sił i zagłuszając nim wątłe tony skrzypiec. Pot lał się z twarzy i z ciał tancerzy, zaprawiając ostrością swojej woni odór kopcia z lamp. Widać było tylko czerwoną kokardę Flądry, wirującej w objęciach Nénesse’a i Delfina z kolei. Berta także nie przestawała tańczyć, wierna swojemu rycerzowi, odmawiająca wszystkim innym. Kilku młodych chłopców, których odprawiła z kwitkiem, mściło się w kącie, podziwiając, że jeżeli temu gamoniowi nie zależy na tem, żeby „miała“, dobrze robi, że go trzyma, bo, przy całych swoich pieniądzach, nie znalazłaby innego, który chciałby czekać z ożenkiem, aż jej wyrośnie.
— Chodźmy spać — zwrócił się stary Fouan do Jana i Delhomme‘a.
Na gościńcu, po rozstaniu się z Janem, stary szedł naprzód w milczeniu. Wydawało się, że przetrawiał w myśli to, co przed chwilą usłyszał. Nagle, jak gdyby zdecydowany tem właśnie, zwrócił się do zięcia.