Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

prawda?... mieć na jej miejscu najemną służącę, której mogłabym rozkazywać... Jak się zgodzi, ożeńcie się z nią. Dobry z was chłop, a w starym piecu djabeł pali, jak to mówią.
Mimowoli wyrwało jej się to szczere przyznanie do powolnego, nieprzeparcie wzrosłego rozdźwięku między nią a młodszą siostrą, do tej wrogości nieledwie, potęgowanej codziennemi, drobnemi ukłóciami i głuchym fermentem zadrości i nienawiści, legnącym się od czasu, kiedy zjawił się między niemi mężczyzna z samczym swoim despotyzmem i pożądaniami.
Jan, uszczęśliwiony, ucałował ją serdecznie w oba policzki, kiedy dodała jeszcze:
— Mamy właśnie chrzcić naszą małą i będziemy mieli dzisiaj na wieczerzy rodzinę... Zapraszam was. Będziecie mogli oświadczyć się ojcu Fouanowi, opiekunowi Franusi, o ile ona was przyjmie.
— Zgoda! — zawołał. — Dzisiaj wieczorem!
I wielkiemi krokami wrócił do swoich koni i powoził niemi przez cały dzień, potrzaskując z bata, którego klaskanie rozlegało się co chwilę, jak wystrzały w dzień świąteczny.
Kozłowie chrzcili w istocie dziecko po długiem odwlekaniu. Przedewszystkiem, Liza chciała być zupełnie zdrowa, żeby móc dużo jeść na przyjęciu chrzcinowem. Potem, parta ambicją, chciała mieć państwa Karolów na chrzestnych. Przyjęli łaskawie zaprosiny, trzeba więc było czekać na powrót pani Karolowej z Chartres, dokąd pojechała, aby dopomóc córce w prowadzeniu zakładu: była pora wrześniowego jarmarku i dom wciąż był przepełniony. — Zresztą, jak to Lizka powiedziała Janowi, uroczystość miała być ściśle familijna: Fouan, Starsza i Delhomme‘owie oraz oboje chrzestni rodzice.
W ostatniej chwili wszakże okazały się duże trudności ze strony księdza Godarda, pozostającego