Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Już w maju, po ostrzyżeniu owiec i po sprzedaniu przychówku, owczarz Soulas, sam, jedynie przy pomocy małego świnopasa, Augusta, i dwóch psów: Rozboja i Cezara, obu straszliwych bestji, wyprowadził z Borderie około czterystu sztuk. Do sierpnia pasły się owce na ugorach, w koniczynie i lucernie, albo też w rowach wzdłuż gościńca. W trzy tygodnie po żniwach zagnał je owczarz na ścierniska, gdzie korzystały z ostatnich palących promieni wrześniowego słońca.
Była to pora wstrętna: ogołocona, opustoszała Beaucja roztaczała obszary nagich swoich pól, bez jednej kępy zieleni. Letnie skwary i zupełny brak wody wysuszyły do cna ziemię, która popękała, tworząc liczne rozpadliny. Wszelka roślinność zanikła; pozostały tylko tu i owdzie ciemno-rdzawe plamy zeschłych liści i zjeżone szczotki ściernisk, których kwadraty rozciągały się w nieskończoną, wyniszczoną pustkę, w ponurą nagość równiny, jakgdyby klęska pożogi objęła cały obszar, od jednego krańca widnokręgu po drugi. Tuż nad ziemią zdawał się pozostawać po nim żółtawy odblask, niewyraźne jakieś światło, tchnące martwotą, a zarazem brzemienne zapowiedzią burzy. Wszystko dokoła zabarwiło się na kolor żółty, ale żółcizną o odcieniu niepomiernie zimnym i smutnym. Spieczona ziemia, zjeżone resztki ściętych łodyg, nierówne, wyboiste, poryte kołami drogi wiejskie składały się na obraz przeraźliwie ponury. Przy najlżejszym powiewie wiatru wzbijały się w górę tumany kurzu, obsypując warstwą szarego popiołu płoty i zbocza pagórków. Błękitne niebo i olśniewające słońce podkreślały jeno beznadziejnie posępną pustkę krajobrazu.